Wśród nas są amatorzy sportów wodnych, zimowych, miłośnicy historii i militariów. Trafiają się też osoby, których pasje przenoszą w przestworza. Tak jest w przypadku Pana Łukasza Dębały, który upodobał sobie patrzenie na świat z nieco innej perspektywy…
W Świdniku, mieście położonym nieopodal Lublina, na jednym z rond można dostrzec niecodzienny widok – śmigłowiec SM-1 ustawiony na żelaznym stelażu. To symbol i niecodzienna wizytówka miasta, w którym narodziła się pasja naszego Superwykonawcy. – Mieszkam obok lotniska w Świdniku, zainteresowanie tym, co lata, było więc poniekąd nieuniknione – mówi Pan Łukasz. – Od najmłodszych lat chodziłem na pobliskie lotnisko i podglądałem tamtejszych pracowników i pasjonatów latania. Zaczęło się od tego, że moja ciocia, która pracowała na lotnisku w ówczesnym WSK w dziale prognoz pogody, zaprosiła mnie do przyjścia na lotnisko w moje urodziny.
Z czasem poznawałem tam coraz więcej osób, a wyrobione kontakty pozwalały mi na dostawanie się coraz bliżej pilotów i dyrektora aeroklubu, którzy mogli mi pomóc w spełnianiu marzeń. Udawało mi się latać kilka godzin dziennie jako pasażer w awionetkach wyciągających szybowce. Im więcej godzin spędzałem w powietrzu, tym bardziej byłem ciekawy tego, co jeszcze mogę zobaczyć, czym jeszcze polecieć. Z czasem udało mi się przelecieć trzema rodzajami śmigłowców i motolotnią, szybowcami oraz akrobacyjnym zlinem, a to dla nastolatka był nie lada wyczyn. Kiedy miałem piętnaście lat stanąłem przed ogromną szansą – zespół baloniarski ze Świdnika potrzebował kogoś do pomocy. Wiedząc, że mają w pobliżu osobę bardzo zainteresowaną lotnictwem i dysponującą wolnym czasem, zaproponowali mi dołączenie do załogi. To była dla mnie niesamowita okazja do tego, żeby jeszcze więcej czasu spędzać w powietrzu.
Licencje do nadrobienia
Kolejne lata obfitowały w następne szanse na loty i godziny spędzone ponad ziemią. Kilka lat po pierwszym locie jako pasażer, Superwykonawca miał okazję zrobienia licencji na loty motolotnią. – Co prawda to zupełnie inny rodzaj statku powietrznego, jednak licencja dawała mi szansę na samodzielne loty i większą niezależność. Bardzo polubiłem ten sposób spędzania wolnego czasu – opowiada Pan Łukasz. – Niestety nie udało mi się do tej pory zrobić licencji pilota samolotu, chociaż nie ukrywam, że jest to jedno z moich marzeń. To jednak pomysł, który mogę realizować długoterminowo. Wszystko przez to, że poza dużymi kosztami samego szkolenia, do starania się o licencję wymagana jest odpowiednia liczba udokumentowanych godzin spędzonych w powietrzu. A to wymaga nie tylko nakładów finansowych ale i wolnego czasu – przyznaje. – Podobnie wygląda sprawa z licencją na pilota balonu. Jestem w załodze lubelskiej sekcji balonowej i latam tak często, jak się tylko da. Samodzielnych lotów nie odbywam, ale to w ogóle nie jest moim celem. Jedną z ważniejszych rzeczy w baloniarstwie jest praca zespołowa. W naszym zespole są przeważnie 3-4 osoby. Nie tylko latające, ponieważ w tym sporcie niezbędni są ci członkowie ekipy, którzy pomagają w rozstawieniu balonu, a potem jadą za nim, żeby pomóc w jego uziemieniu i złożeniu. Dla zgranej ekipy czas potrzebny na rozłożenie balonu to 4-5 minut. Balony o większej powłoce rozkłada się odpowiednio dłużej, 10 minut jednak wystarczy, żeby balon stanął i był gotowy do lotu. Nieco trudniejsze od startu jest potem lądowanie. Kiedy nie ma wiatru, to proces bardzo spokojny. Śmieję się wówczas, że herbata nie wylałaby się ze szklanki postawionej w koszu. Przy lądowaniu podczas silnego wiatru robi się zazwyczaj kilka kangurów (odbić od ziemi po jej chwilowym dotknięciu).
Balonowe ABC
Wpisując w wyszukiwarce internetowej hasło „loty balonem” można znaleźć wiele zdjęć wykonanych o wschodzie słońca, w pięknie oświetlonych kanionach lub nad polami. Wszystko przez to, że balonem można bezpiecznie latać w określonych porach dnia. – Najlepiej zdecydować się na lot o poranku, są jednak amatorzy wylotów wieczornych – wyjaśnia Pan Łukasz. - Balonem można latać wyłącznie rano albo wieczorem, ponieważ wtedy prądy powietrzne nie są jeszcze zbyt silne. W ciągu dnia sytuacja się zmienia, loty mogłyby być bardzo niebezpieczne. Wieczorem, w okolicy godziny 18 znów jest spokojniej, nie ma już tak silnych noszeń termicznych i to właśnie czas, gdy baloniarze ponownie ruszają w podróż. Oczywiście w trakcie dnia, nawet w samo południe, można rozstawić balon i przycumować go na linie. Często widzi się takie praktyki podczas eventów i festynów, kiedy to balon jakiejś firmy wykorzystuje się w celach reklamowych i promocyjnych. Lot w górę to niesamowita atrakcja zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Świat widziany z góry
Ziemia z wyższej perspektywy wygląda zupełnie inaczej. Pan Łukasz ma wiele okazji do tego, żeby zobaczyć ją zarówno z wysokości 2-4 metrów, jak i kilku tysięcy. – Wszystko zależy od pory dnia, w której odbywa się start, a widoki mogą zmienić się zaledwie w ciągu kilku sekund – przyznaje pasjonat. – Mi latanie balonem daje możliwość odskoczni, spojrzenia na świat nieco inaczej. Szczególnie upodobałem sobie wyloty o poranku, kiedy mogę patrzeć na to, jak wszystko budzi się do życia. Czasem z niższych wysokości widzę zwierzęta, które biegną przez pola. Nie spodziewają się one towarzystwa z góry i płoszą się dopiero w momencie, w którym dostrzegają nasz cień. Widoki z balonowego kosza są zupełnie inne niż te widziane z kabiny samolotu. Balon może lecieć dużo niżej i wolniej niż samolot. Mam więc czas na dokładne przyjrzenie się wszystkiemu, co znajduje się pode mną.
Balon balonowi nierówny
Do latania na różnych wysokościach wykorzystuje się inne balony. Są takie, które latają na niższych pułapach, które po jednorazowym zatankowaniu lecą około dwóch godzin i wymagają zmiany butli. Są też takie, które wykorzystuje się w zawodach sportowych, między innymi w Wyścigu Gordona Benneta. – Taki duży balon może utrzymywać się w powietrzu nawet kilka dni. Jest on na tyle potężny, że nie targają nim aż tak bardzo prądy powietrza – opowiada Pan Łukasz. – Istnieją balony z podczepionym koszem, który jest w stanie pomieścić nawet kilkadziesiąt osób. W takich balonach latają turyści np. w Afryce. Coraz częściej można też zobaczyć balony o nieregularnych kształtach np. butelki keczupu, czy jakieś animowanej postaci. Widać, że ludzie zaczęli dostrzegać potencjał reklamowy tkwiący w baloniarstwie –dodaje.
Zawody balonowe w Nałęczowie
Pan Łukasz balonami nie tylko lata. Z zapartym tchem ogląda też zawody balonowe np. Mistrzostwa Świata kobiet w balonach na ogrzane powietrze. – Takie zawody odbywały się w ubiegłym roku w Nałęczowie. Miałem okazję podziwiać zawodniczki, ich technikę i balony, w których startowały. Do Nałęczowa zjechały się pilotki z całego świata w tym z Australii, Japonii i USA. Nie zabrakło przedstawicielek Polski. Zawodniczki były oceniane w kilku konkurencjach, jednak przez pogodę, która płatała figle, nie udało się ich wszystkich zrealizować. Zmagania były obserwowane i oceniane przez międzynarodową komisję sędziowską i finalnie to nasza przedstawicielka, Daria Dudkiewicz-Goławska została w Nałęczowie mistrzynią świata – opowiada.